
Żel pod prysznic (34.90 zł / 250 ml) spakowany jest w butlę z pompką, identyczną jak lotion. Na umycie ciała potrzeba dobrych kilku pompek, bo słabo się pieni, przez co automatycznie spada nieco jego wydajność. Przyjemność mycia jednak niebywała, a to też za sprawą oryginalnego zapachu (choć w moim osobistym rankingu, w serii Botanic Garden i tak wygrywa póki co jabłko + rabarbar), będącego doskonałą mieszanką nasturcji z granatem. Cudownie orzeźwia i pobudza, jest więc idealny na poranne przebudzenie.
Lotion (59.90 zł / 250 ml) ma bardzo lekką i delikatną formułę. Wchłania się błyskawicznie, nie pozostawia po sobie żadnej (!) warstwy i natychmiast po rozsmarowaniu możemy się ubierać. Pachnie równie dobrze jak żel i możemy się obecnością zapachu na skórze cieszyć przez kolejne 2-3 godziny. Jest jednak tak delikatny, że nie powinien kłócić się z perfumami. Stosowany w duecie (w międzyczasie) z bardziej treściwym masłem czy balsamem doskonale sobie radzi z utrzymaniem odpowiedniego poziomu nawilżenia. Samodzielnie nawilża, powiedziałabym, przyzwoicie, choć dla mocno wysuszonej skóry czy w okresie zimowym mógłby być troszkę za słaby. W ciepłe i upalne dni spisywał się znakomicie. To jeden z moich hitów tego lata i w przyszłym roku na pewno do niego wrócę. Polubiłam go przede wszystkim za lekkość, wchłanianie z prędkością światła i brak warstewki, której latem znieść nie mogę!