
To od nich zaczęła się moja przygoda z linerami. To na nich uczyłam się malować swoje pierwsze kreski! Darzę je wielkim, gorącym uczuciem i ogromnym sentymentem! Uwielbiam wszystkie razem i każdego z osobna! Gładkie, ciemne, jasne, kolorowe, z drobinkami czy bez. Wszystkie bez wyjątku!
O ile się nie mylę 6 (albo 5, ale chyba 6) odcieni wchodzi w skład stałej oferty MAC. Pozostałe, które widzicie na zdjęciach, to limitowanki. Pojawiają się w nich często i myślę, że każdy powinien znaleźć wśród nich od czasu do czasu swój odcień. I to nie jeden! 😉
Za co tak je lubię pewnie zapytacie? Ano za to, że mają idealnie żelową konsystencję, są bajecznie proste w obsłudze, mają piękne kolory i świetną pigmentację (w większości, czasem zdarzają się mniej udane propozycje, ale wiadomo, że w każdym, nawet najlepszym stadku, trafi się jakaś czarna owca). Wymagają minimalnego właściwie nakładu pracy, z pędzlem MAC 266 (klik) tworzą duet idealny i nie sposób pięknej kreski nimi nie zmalować!
Choć fluidline (74 zł), to to z założenia liner może być również używany jako baza lub cień na całą powiekę. Niektóre odcienie (jak It’s Physical!) wręcz się o to proszą i w takim wydaniu mają dużo większą moc przyciągania!
Kocham je i wielbię! Nigdy w życiu mnie nie zawiodły! Po zaschnięciu na skórze są nie do ruszenia i znikną z niej kiedy chcemy tego my, a nie one!
Czy i Wy znacie fluidki i równie mocno je kochacie? Czy tylko ja jestem fluidkowym freakiem?!
We wrześniowej kolekcji A Novel Romance znajdziecie fluidki w wersji kredek. Zachwycam się nimi od kilku dni. Wkrótce Wam je pokażę, bo są absolutnie fantastyczne.