
Mój zestaw, oznaczony numerem 10, nosi nazwę Lumieres Majorelle (250 zł) i jest kompozycją błękitów, limonki, zieleni i pięknie migoczącego granatu. Zestawienie na pierwszy rzut oka może wydać się dość oryginalne i niecodzienne. Ktoś może noskiem pokręcić, sama byłam na początku nastawiona nieco sceptycznie.. aż do pierwszego użycia. To co te cienie robią na oku rozwiewa wszystkie wątpliwości. Mają bajecznie miękką, masełkowatą konsystencję i rozprowadzają się w postaci równomiernej powłoki. Otulają powiekę aksamitną woalką koloru. Już przy delikatnym dotknięciu pędzlem dają pełne krycie. W mgnieniu oka się blendują, cudownie cieniują i ze sobą przenikają. Gra konsystencji między satyną, perłą, efektem metalicznym i drobinkowym daje wiele kombinacji i nabiera magnetycznej mocy przyciągania.
Unikalna formuła umożliwia aplikację na sucho i morko, ale cienie są tak świetnie napigmentowane, mają same w sobie tak piękne wykończenie, że stosowanie ich na mokro nie jest konieczne. Kolor na oku w wersji ‘na sucho’ jest intensywny i wyrazisty. Nabiera życia, staje się świetlisty i wibrujący.
Trwała formuła zapewnia perfekcyjne wykończenie przez cały dzień. Kolor na powiece jest czysty, idealnie jednorodny, nie rozmazuje się ani nie rozpływa. Nieskończone odcienie czystego koloru podkreślają spojrzenie i nadają mu wyraz w grze kontrastów lub cieniowanych gradacji, od bardzo subtelnego po najbardziej żywy i dynamiczny. Nakładają się intuicyjnie, absolutnie każdy powinien sobie z nimi poradzić. Każde kolejne użycie rozkochuje mnie w nich coraz mocniej!