
Diorskin Nude Shimmer 001 Rose / Pink (klik) cudowny, nieco trójwymiarowy róż. Pięknie odświeża i delikatnie rozświetla lico. Wchodził w skład wiosennej kolekcji Dior, choć chodziły pogłoski, że ma wejść do stałej oferty (?).
Guerlain Madame Rougit (klik) jest mieszanką róży i koralu, ale na skórze najwięcej tego drugiego. Skradł moje serce już podczas pierwszej aplikacji w zeszłym roku, z ogromną ochotą wróciłam do niego tej wiosny (i lata). Plasuje się na jednej z pierwszych pozycji najlepszych z najlepszych. Wchodził w skład zeszłorocznej jesiennej kolekcji Guerlain.
MAC Dainty, to zdecydowanie jeden z moich ulubionych mineralnych róży i chyba jeden z popularniejszych w MAC. Jaśniutki róż z maleńkimi rozświetlającymi drobinkami. Świetnie napigmentowany, ale nie da się zrobić nim krzywdy. Dziewczęcy i subtelny.
Clinique Peach Pop (klik), najnowsze dziecko Clinique, które chyba każda z Was już wiele razy widziała. Koralowy róż w kwiatkowym wydaniu zwraca uwagę, przyciąga i intryguje. Obłędnie kremowa konsystencja doskonale wtapia się w skórę dając zdrowe świeże glow.
Benefit Coralista, to mój pierwszy róż od Benefit ever. Jak widzicie jeszcze w starym opakowaniu, więc dość wiekowy. Mam do niego ogromny sentyment i choć kartoników Benefit mam kilka, to po niego sięgam najczęściej. Piękny brzoskwiniowo-koralowy, subtelnie rozświetla i daje świeży, naturalny, zdrowy rumieniec. No i cudownie pachnie!
Rouge Bunny Rouge Orpheline (klik), chyba najbardziej intensywny z całej tej różowej gromadki. Przepiękna truskawka ze świetanką, która cudownie odświeża i rozświetla policzek, choć drobinek w niej nie znajdziemy. Czary mary 🙂
NARS Deep Throat, to nie wiedzieć czemu niedoceniony przez wielu brat Orgasm’u. Jest równie ładny, choć ciut bardziej różowy i dużo mniej drobinkowy. Jeśli więc komuś w Orgasm’ie ten shimmer przeszkadza, niech koniecznie zerknie na Deep Throat.
Chanel Malice, to przepiękna brzoskwinka z odrobiną różu. Mój jest wersją amerykańską, czyli prasowaną, a nie wypiekaną, przez co jest mocniej napigmentowany i mniej błyszczący. Cudownie wibruje na poliku, odświeża i dodaje zdrowego delikatnego blasku. Jak wszystkie róże Chanel pachnie obłędnie i każde otwarcie kompaktu powoduje przyspieszone bicie serca.
Uwielbiam je wszystkie, ale gdybym musiała wybrać tylko jeden by zabrać go na bezludną wyspę, byłby to Chanel Malice i Guerlain Madame Rougit (nie umiem wybrać jednego!). Nie wiem na ile to kwestia kolorów, które oczywiście uwiebiam (!), a na ile ogólnej miłości do obu marek?! 🙂
Macie swoje ulubione wiosenne / letnie odcienie? Może któryś z moich ulubieńców jest i Waszym ulubieńcem? Podzielcie się swoimi typami 🙂