
Jako wielbicielka firmy Guerlain, do tego ogromna sympatyczka Meteorytów, nie mogłam przejść obok tej bazy obojętnie. Nie muszę mówić, że zachwyciło mnie przede wszystkim to jak wygląda i oczekiwań wielkich nie miałam. Podobała mi się sama w sobie, przyciągała wzrok i miała być przyjemnym dodatkiem 🙂
Spakowana w prześliczny szklany flakon, identyczny do tych w jakie pakowane są podkłady Guerlain. W środku kuleczki zatopione w żelu.
W jakiś magiczny sposób kuleczki w drodze z buteleczki na łapkę się ‘roztapiają’ dając lekką opalizującą emulsję. Aplikuje się na twarz bardzo przyjemnie, nie maże się, nie jest tępa, ani nadmiernie śliska. Dość szybko się wchłania, a buzia po jej użyciu jest wygładzona, promienna i świetlista. Po nałożeniu podkładu błysk trochę zanika, nie jest już tak intensywny, a to co zostaje daje efekt zdrowego naturalnego rozświetlenia od wewnątrz.
Współpracuje z każdym podkładem, niezależnie od firmy. Dodatkowo zwiększa jego przyczepność do skóry, wydłużając tym samym żywotność. Nie zapycha, nie podrażnia, ani nie wysusza, delikatnie nawilża, a po użyciu ma się wrażenie ujędrnionej skóry.
No i zapach, o którym nie można nie wspomnieć, a niewątpliwie potęguje on doznania i przyjemność z używania. Meteorytowe fiołki. Pełen obłęd!