
Rockateur różni się nieco konsystencją od pozostałych braci. Jest dużo delikatniejszy, bardziej miałki i cudownie aksamitny w dotyku. Świetnie nabiera się na pędzel i bez osypywania nakłada na policzek. Kolor bardzo bezpieczny, nawet bladziochy powinny być zachwycone, bo przedobrzyć się go nie da. Ładnie wblendowuje się w skórę, a intensywność odcienia możemy swobodnie budować dokładając kolejne warstwy.
W słońcu bardziej brązowo-złoty, w cieniu bardziej różany. Na skórze jest miksem różu, beżu, brązu i złotka.
Efekt na twarzy bardzo pozytywnie mnie zaskoczył. Bałam się, że będzie ciut dyskotekowo, przez tę metaliczność widoczną w pudełku. Ale nie jest! Rockateur wygląda bardzo naturalnie. Zastępuje mi bronzer, bo sam ładnie konturuje twarz, a dzięki małym drobinkom może robić również za delikatny rozświetlacz. Drobinki na skórze nie są nachalne, dają tylko subtelną poświatę. Bardzo mi się podoba! Uwielbiam takie różo-bronzery!