
Wg producenta: Wzbogacony olejkiem migdałowym i drobinkami pieniący się skrobak rozpuszcza się na skórze, oczyszczając ją i usuwając zanieczyszczenia oraz martwe komórki. Skóra jest miękka, gładka i przygotowana do wchłonięcia kremu.
Opakowanie: przezroczysta plastikowa tuba z przekręcanym otwierająco-zamykająco korkiem. Ogromny plus za opakowanie! Korzystanie z peelingu jest przede wszystkim higieniczne i niezwykle wygodne. Nie ma też obawy, że nakrętka wypadnie i poturla się w morską otchłań. Przekręcamy kapsel, wyciskamy peeling na łapkę, zakręcamy i już. Ilość produktu możemy dozować wg własnych potrzeb. Wszystko działa należycie, nic się nie zacina, nic się nie rozlewa bokami, a sama tuba stoi sobie dumnie i czeka na użycie.
Konsystencja: przyjemny żel, nie za gęsty, ale też nie lejący. Ma w sobie malutkie drobinki migdałów. Używamy go jak normalnego płynu pod prysznic. Troszkę się pieni, co jest pewnie zasługą SLSów w składzie.
Zapach: migdał z czymś 😉 zaliczyłabym go do kategorii przyjemnych, mających w sobie coś, czego mój nos nie potrafi określić.
Moje wrażenia: Nasze pierwsze spotkanie było sporą dla mnie niespodzianką. Spodziewałam się mocnego drapaka, a ten żel okazał się zupełnie inny. Drobinki peelingują delikatnie, bardziej na zasadzie przyjemnego masażu niż zdzierania wierzchniej warstwy skóry 😉 Choć cała aplikacja była bardzo miła, to byłam trochę rozczarowana. Użyłam jednak drugi raz i kolejny i stwierdziłam, że ta to właśnie ta delikatność jest super, bo mogę przez używać żelu codziennie, nie robiąc mojej skórze krzywdy. Skóra po użyciu jest oczyszczona, gładka, miękka i odżywiona. Nie ma nieprzyjemnego uczucia ściągnięcia, jakie czasem występuje po zastosowaniu ostrzejszych peelingów. Używam więc go codziennie, czasem co drugi dzień, a raz w tygodniu serfuję sobie mocny peeling w postaci Lushowego cukrowca. Rewelacja!
Skład:
Cena: 60 zł / 200 ml (coś mi się wydaje, że była to limitowana edycja, ale może w sklepach jeszcze dostępna?)